Coucou!
Mój artykuł otwiera majowy cykl postów „Wspomnienia w plannerze”. Na początek muszę się przyznać do tego, że nie lubię i nie potrafię spisywać wspomnień. Nigdy nie udało mi się prowadzić pamiętnika dłużej niż miesiąc a jedynym albumem ze zdjęciami jaki mam jest album ze ślubu zrobiony przez fotografa. Kiedyś nawet zaczęłam przygotowywać zdjęcia aby zrobić album typu Project Life z pięciu pierwszych lat życia moich dzieci i skończyłam na pierwszym roku… Tak więc widzicie – jestem raczej osobą, która żyje tu i teraz. Która planuje bliższą i dalszą przyszłość ale nie za bardzo skupia się na przeszłości. Wspomnienia raczej kolekcjonuję w głowie i sercu niż na papierze. Tak więc majowy temat jest dla mnie nie lada wyzwaniem i ugryzłam go trochę z innej, bardziej mojej strony. Bo czy aby zachować wspomnienia czasem nie wystarczy pojedyncze słowo, data, zdjęcie czy też wizytówka?
W połowie kwietnia dość niespodziewanie wybraliśmy się cała rodziną do Luksemburga. Niestety nie był to wyjazd czysto wypoczynkowy. Mieliśmy bardzo mało czasu na przygotowanie planu i zaplanowanie pobytu, a dużo spraw do załatwienia na miejscu. Dzieci były średnio zadowolone z samej wizji wyjazdu i utraty przez to drugiego tygodnia wiosennych wakacji ale postanowiliśmy wyciągnąć z tej sytuacji jak najwięcej dobrego.
Co więc zapamiętam z Luksemburga?
Po pierwsze: ceny. Luksemburg jest naprawdę drogim miastem.
Po drugie: nigdy więcej nie wynajmuj mieszkania w centrum, nad jedynym czynnym przez prawie całą noc barem. No chyba, że lubisz życie nocne a śpisz w dzień.
Po trzecie: Luksemburg jest pięknym, czystym miastem. Komunikacja jest w nim darmowa, a większość mieszkańców mówi płynnie po francusku, niemiecku i angielsku.
Po czwarte: 1/3 powierzchni Wielkiego Księstwa Luksemburga zajmują lasy. Niestety brakuje dostępu do morza.
Po piąte: restauracje. Ani lepsze ani gorsze, niż w innych dużych miastach. Zdecydowanie bardziej zachwyciła mnie klimatyczna restauracja w Belgii – Les Caprices de Julia, choć nie ukrywam, że mógł być to zwykły zbieg okoliczności, gdyż nie mieliśmy za dużo czasu aby poznać miasto i jego uroki.
Po szóste: trafiliśmy na wyjątkowo słoneczną i ciepłą pogodę (co nie jest takie oczywiste) oraz na okres wakacyjny co spowodowało, iż w mieście była chyba tylko połowa mieszkańców (było na prawdę pusto na ulicach).
W związku z tym wygląda na to, że Luksemburg pokazał nam się ze swojej najlepszej strony i mógłby trochę stracić przy bliższym poznaniu. 😊
Mimo wszystko myślę, że jeszcze kiedyś tam wrócimy na trochę dłużej… i bez dzieci. A na razie czas zacząć planować wakacje.
Pozdrawiam Was serdecznie i do zobaczenia w czerwcu,
Monika